Nie wiem, czy wciąż można mówić o Australii jako kraju. W tej chwili mamy na kontynencie siedem krajów, każdy się rządzi sam jak chce.
Granice pozamykane pomimo braku zakażeń.
Wyjazd z Sydney (zero zakażeń) do Brisbane (zero zakażeń) wiąże się z 14-dniową kwarantanną. Mieszkańcowi Sydney czy Melbourne łatwiej jest wyjechać do Europy niż za miedzę w Australii.
Dotyczy to nie tylko szaraczków, ale nawet premiera Australii. Powiedziano Scottowi Morrisonowi wprost, że gdyby chciał przyjechać do Queensland to musiałby zostać najpierw 14 dni w kwarantannie.
I on się z tym zgodził!!!
Próbuję sobie wyobrazić, że stan Floryda zakazuje wjazdu Donaldowi Trumpowi. Próbuję i nie umiem.
Mieszkańcy Queensland siedzą sobie wyluzowani na swoich plażach i twierdzą, że żyje im się dobrze, a epidemia ich nie dotyczy. Wszystko oczywiście dlatego, że rząd federalny jedyne co jeszcze robi, to rozdaje zasiłki. Żyją sobie więc wszyscy w tej ułudzie piękna i nawet PKB liczą sobie tak, że im więcej wydrukują pustych pieniędzy tym bardziej się bogacą. Prezydent Mugabe byłby dumny.
Jak napisałem, wylecieć do Europy daje się względnie łatwo, pod warunkiem, że się naopowiada, że nie ma się zamiaru wracać. Bowiem na przyloty do Australii jest ścisły limit, który dotychczas wynosi 4 tysiące na tydzień (i ma być odrobinę powiększony w najbliższych tygodniach). Wpuszczani są tylko australijscy rezydenci lub osoby ze specjalnym pozwoleniem. Do tego muszą opłacić sami kwarantannę w hotelu (3 tys. dolarów na głowę).
Łatwo sobie wyobrazić, że samoloty przylatują prawie puste, a linie lotnicze zabierają praktycznie tylko pasażerów pierwszej i biznes klasy. Powrót do Australii może być bardzo kosztowny.
Rezultat jest taki, że około 30 tysięcy Australijczyków utknęło w różnych miejscach świata i nie może wrócić. Podobno niektórym Ozim w Anglii proponowano zgłaszanie się do przytułków dla bezdomnych, jeśli nie mają gdzie się podziać.
Mówi się, że konstytucję kraju testuje sytuacja kryzysowa. Moim zdaniem obecny kryzys pokazuje, że Australii w praktyce nie ma, kraj jest w rozsypce, a my mieszkamy w totalitarnym kraju Wiktoria.
* * *
Na zakończenie krótko o tym co w Melbourne. Od początku sierpnia jesteśmy w blokadzie (opisywałem szczegóły w poprzednim wpisie). Zmieniło się na lepsze tylko to, że nie ma już od wczoraj godziny policyjnej. Klasy maturalne i szkoły podstawowe mają wrócić fizycznie do szkoły po feriach. Wolno też wrócić do pracy w zawodach pracujących pojedynczo i na zewnątrz, typu ogrodnicy.
Dzisiaj mieliśmy 10 przypadków covida. Darth Andrews obiecuje, że jeśli średnia 2-tygodniowa spadnie poniżej pięciu przypadków (na dzisiaj mamy 18), to popuści nam troszkę 19 października.
Za nielegalne spotkanie się ze znajomymi grozi grzywna, pięć tysięcy dolarów na głowę. To w przypadku gdy wszyscy są zdrowi. Gdyby bowiem okazało się, że ktoś się zaraził covidem, to grzywny nie ma. Innymi słowy: chcesz uniknąć grzywny to zarażaj wirusem. Jeśli myślicie, że to żart to pomyślcie jeszcze raz.
Pozdrawiam wolny świat.

4 odpowiedzi na “Australia w rozsypce”
Jak tam obecnie wyglada sytacja w Australii i w samym Melbourne?
Na swiecie tez nie jest wesolo, rozne biznesy bankrutuja, zamykania miast, protesty spoleczne, szpitale poblokowane, itp
Odpowiedziałem na to pytanie kolejnym wpisem. Zapraszam.
Świat zidiociał
W Polszy od 10 października po ulicy znowu tylko z kagańcem na twarzy.