Nie żebym bronił Pawła Kukiza, ale chyba muszę dodać kilka słów do mojego poprzedniego artykułu na temat jednomandatowych okręgów wyborczych. Widzę bowiem, że moje argumenty bywają wykorzystywane przez przeciwników Pawła, a jakoś pomijane są oczywiste zalety tego systemu.
Czy JOWy spowodują scementowanie duopolu władzy PO-PiS? Z pewnością tak. System większościowy to system dwupartyjny.
Czy to źle? Niekoniecznie. Żeby to wyjaśnić cofnijmy się do roku 2005 i zobaczmy co to za partia, Platforma Obywatelska. Wyrosła z buntu przeciw z jednej strony wszechwładzy SLD, w jasny sposób nadużytej przez „ludzi trzymających władzę”, a z drugiej strony przeciw drewnianym przywódcom ówczesnej Unii Wolności. PO miała być partią odwołującą się do liberalizmu gospodarczego i konserwatywną w sprawach społecznych.
Kogo widzimy w tej partii u jej zarania i co się stało z tymi ludźmi?
Jan Rokita – wyautowany przez Tuska. On powinien być dzisiaj premierem; to skandal, że nie jest.
Maciej Płażyński – też najpierw wyautowany przez Tuska, potem zginął w Smoleńsku.
Andrzej Olechowski – wyautowany przez Tuska, nie wiem co się z nim dzieje.
Zyta Gilowska – kobieta-pistolet; ona byłaby wystarczającym powodem żebym zagłosował znów na PO. Wyrzucona z partii przez Tuska pod błahym pretekstem.
Jarosław Gowin – wyrzucony przez Tuska, bo chciał być wierny programowi PO.
System wodzowskiej władzy rozdającej miejsca na partyjnych listach spowodował usunięcie przez wodza wszystkich, którzy wykazywali ślady samodzielnego myślenia. Na prezydenta wylansowano dobrego wujka, o którym można powiedzieć na pewno tylko tyle, że nie był w stanie zagrozić szefowi. To samo dotyczy obecnej pani premier (z całym szacunkiem).
Żeby być uczciwym to trzeba dodać, że dokładnie taki sam proces zaszedł w PiS. Prezes Kaczyński usunął wszystkich, którzy mieli jakieś własne szare komórki.
Ja mam idealistyczne wyobrażenie o władzy. Uważam, że najlepsi powinni rządzić krajem, a nie być usuwani na aut i zastępowani przez tych, którzy dobrze umieją smarować wazelinę. Nie zawsze to jest możliwe, bo polityka to szambo, ale należy próbować.
Jak by to wyglądało w systemie większościowym?
Umocowanie posła jest w okręgu jednomandatowym znacznie silniejsze niż w proporcjonalnym. Przywódca partii nie może bezkarnie usunąć z partii niepokornego polityka, bo musi się liczyć z tym, że ten wystartuje w wyborach indywidualnie.
Wyrzucenie z partii takiej Zyty Gilowskiej byłoby praktycznie niemożliwe, bo skutkowałoby tym, że ona wystartowałaby do Sejmu jako niezależna i PO straciłaby ten mandat na trudny do oszacowania okres czasu. Przykładów takiej sytuacji z Australii jest wystarczająca ilość. Odwołam się chociażby do poprzedniej kadencji parlamentu (2010-2013), kiedy to władzę w ręce Partii Pracy przekazali dwaj posłowie niezależni, wcześniej skłóceni z Partią Narodową, którym udawało się bez problemów utrzymać swoje okręgi mimo wyrzucenia z partii (do czasu oczywiście, ale to już inna historia).
Natomiast co się dzieje u nas? Wszyscy wyautowani przez prezesów zakładają własne partie (gdyż obecna ordynacja dopuszcza do wyborów tylko partie), którym potem nie udaje się przekroczyć progu 5% w skali kraju i „good bye my friend”. Albo jesteś posłuszny, albo pożegnaj się z polityką. Naprawdę chcemy, aby tak funkcjonowały polskie elity?
W Australii nie obserwuję takiej degeneracji partii politycznych jaka ma miejsce w Polsce. Kevin Rudd, bącący w ostrym konflikcie z następczynią, wycofał się spokojnie na tylną ławkę, żeby wrócić gdy nadarzy się okazja. Jest rotacja kadr, ale raczej w systemie FIFO (wylatuje góra gdy przegra) niż polskie LIFO (wylatuje każdy, który się sprzeciwi wodzowi).
Wracając do postawionego na początku pytania: czy JOWy spowodują scementowanie duopolu władzy PO-PiS? Z pewnością tak. System większościowy to system dwupartyjny. Czy to źle? Niekoniecznie. Być może wtedy, któraś z głównych partii w Polsce byłaby na tyle przyzwoita, że nie miałbym oporów na nią zagłosować.
Dlatego uważam, że okręgi jednomandatowe są lepsze i przyznaję rację Pawłowi Kukizowi. Z przekonania zawsze kibicowałem innej opcji i nie jestem pewien, czy same JOWy wystarczą jako program polityczny. Jeżeli jednak Pawłowi uda się ten jeden postulat przeprowadzić to ja uważam, że warto próbować.
9 odpowiedzi na “Dlaczego JOWy są jednak lepsze”
PO to nic innego tylko dawny kongres. mafia z pzpr przebrana w nowe szaty. mafia stworzona w całości przez służby wywiadu i kontrwywiadu (wsi, sb, wsw) jeszcze w 83-85, kiedy służby opracowywały plan przejęcia gospodarki i majątku państwa po cyrku teatralnym z kwadratowego żydowskiego stołu.
jak się o czymś pisze to trzeba znać się na temacie.
Szczęśliwie, znający temat czytelnicy pomogą gdy trzeba.
„olechowski wyautowany przez tuska” hahahaha ….. reszty już nawet nie czytałem…
zachęcam do zapoznania się z poniższym artykułem: http://janadamski.eu/2015/05/rzucanie-jow-ami/
Podobal mi sie poprzedni wpis o JOW-ach, tez uwazam, ze wiele one nie zmienia. Tu jest nowy argument, tym razem za. Lider partii moze sie obawiac, ze niepokorny indywidualista wystartuje w wyborach na wlasne konto.
Wydaje mi sie, ze to nie jest zbyt mocny argument. Z. Giloiwska czy J. Kluzik-Rostkowska zrobily jeszcze grozniejszy krok – przeszly do partii przeciwnej a liderowie ich partii sie nie przestraszyli.
Pozytyw widze w tym, ze indywidualista, ktory nie miesci sie w jednaj z glownych partii nie bedzie skazany na wybor miedzy mniejszym/wiekszym zlem. Wystartuje na wlasne konto.
„Niepokorny indywidualista” nie oddaje istoty sprawy. W Polsce to jest prawdziwa patologia, każdy kto ma jakieś zdanie i może zagrozić prezesowi jest usuwany. Typowy mechanizm dyktatury, działający na poziomie partii. Doprowadzimy (albo już doprowadziliśmy) do tego, że jak przyjdzie prawdziwie trudna sytuacja kryzysowa (np. wojna), to nie będzie miał kto rządzić, a rząd narobi w portki i ewakuuje się do Brukseli.
JOW to nie jest coś co zadziała od jutra i uzdrowi kraj, bo do tego trzeba jeszcze pozytywnego programu, a to trudno zrobić przy takim zagęszczeniu komunistów na kilometr kwadratowy, bo oni i tak w końcu zagłosują za opieką socjalną (tak samo się dzieje w Australii). Ale uważam, że mimo wszystko jest to system lepszy i na dłuższą metę przyniesie poprawę.
Ten przypadek z transferami typu Kluzik-Rostowska jest też ciekawy. W Australii takiej sytuacji nie obserwowałem wcale, ale jestem tu dopiero 10 lat. Dla mnie to dowód na fakt, że podział polskiej sceny politycznej nie przebiega po linii prawo-lewo tylko dzieli Polaków na Tutsi i Hutu (albo Moherów i Lemingów – jak kto woli), co czyni transfer możliwym, bo poglądy na gospodarkę obie strony mają podobne.
Mimo wszystko przejście na stronę przeciwną to nie to samo co start niezależny. Wyborcy nie lubią takich przechrztów i wcale niekoniecznie będą na nich wciąż głosować (vide: Kamiński). Poza tym dla niektórych polityków taki transfer jest niemożliwy nawet w Polsce, bo zbyt wiele ich dzieli od strony przeciwnej (przypadek Z.Ziobry).
Podtrzymuję tezę, że system większościowy powoduje mniejszą zależność od wodza, więc i rządy w partiach nie są dyktatorskie.
Sytuacja ,,polskiej sceny politycznej” nigdy nie da się przełożyć na tę w AU. Czy jest możliwe,by wojskowe tajne służby założyły i wypromowały partię w Australii? Raczej niemożliwe,prawda?My tu w PL może nadal tkwimy w jakimś 1967 roku australijskim.G.Whitlam określi wtedy Au tak:-Australia przestała być angielską farmą,ale stała się japońską kopalnią.Tak PL stała się kopalnią surowca ludzkiego.Wyjechało 2,5-3mln młodych ludzi zasilając świat,bo często fachowcy i po studiach.Nie byłoby problemu ,gdyby wyjechało 300-500 tysiecy.Ci młodzi wyjechali ,bo u siebie nie mieli normalnych szans.Jest to tragedia z której nie wszyscy zdają sobie sprawę.Choć niektórym ,,już świta”.JOWy narobią trochę zamieszania,konkurencji-a ta zawsze wychodzi na dobre.Czy przełoży się to na głosy/sejm/,czy jak w UK,trudno wyrokować.
Teraz Australia jest chińską kopalnią. Trudno kraje porównywać, w Australii sensowny system rządów istnieje dużo ponad 100 lat, w Polsce dopiero mówi się żeby go wprowadzić.