Kategorie
Życie w Australii

Podwórko

Podwórko, oto czego mi brakuje w Australii.

W polskich blokowiskach (takich z mojego dzieciństwa) życie towarzyskie dzieci organizowało się samo i było wyznaczane właśnie przez bliskość podwórka. Aby zagrać w piłkę wystarczyło wyjrzeć przez okno. Najczęściej nie trzeba było nawet wyglądać, bo graliśmy codziennie, jeśli tylko pogoda dopisywała.

Co ciekawe, w moich wspomnieniach pogoda zawsze dopisywała, a teraz mi się wydaje. że w Polsce wciąż pada marznąca mżawka…

W Australii dzieci nie mają tego komfortu. Do szkoły dowożone są najczęściej samochodem przez rodzica. Nawet jeśli szkołę mają blisko i mogą dojść pieszo, to większość kolegów mieszka na tyle daleko, że nie daje się, ot tak, wyjść na dwór i zwołać kompanię do gry. Co gorsza, nawet gdyby się kompania znalazła to wcale nie jest łatwo o boisko. Jest ich mnóstwo, ale wszystkie należą do jakichś klubów, albo trzeba je wynajmować na godziny.

Gdyby dzieci zostawić samym sobie to nie miałyby co robić. Albo inaczej: zostałyby tylko gry wideo.

Jak sobie z tym radzą Australijczycy? Bardzo różnie. Niektórzy rzeczywiście zostawiają dzieci samym sobie i cieszą się, że mają spokój, gdy młody żyje w wirtualnym świecie Xboxa. Jednak najczęściej sprawę rozwiązuję instytucja tzw. parent taxi. Dzieci są zapisywane na różnego rodzaju zajęcia pozalekcyjne, najczęściej sportowe, ale nie tylko.

Życie towarzyskie australijskich dzieci koncentruje się wokół zajęć pozalekcyjnych. Jeśli dzieciak chce pograć w piłę to gra, ale w klubie. Do wyboru czy wolisz footy (futbol australijski, sport absolutnie dominujący w Melbourne), czy soccer (normalna piłka nożna – popularna głównie wśród imigrantów z Europy lub Afryki). Latem footy zamieniane jest na krykiet (nb. jedyny sport jaki uprawiają Hindusi). U nas latem dochodzą treningi nippersów.

Co w inne dni? Basen. Pianino. Dodatkowe lekcje przygotowujące do egzaminów do lepszej szkoły (to domena Chińczyków). W każdym przypadku parent taxi jest koniecznością. Normą jest, że rodzina posiada dwa samochody.

Samochód jest tutaj ważniejszy niż buty, bo bez butów możesz żyć, bez samochodu znacznie trudniej. Gdy dzieci dorastają i dostają prawo jazdy to oczywiście pojawia się więcej samochodów.

Jeśli klub to i zawody. Popołudniowe rodzicielskie taxi zamieniane jest w weekend na weekendowe taxi i pociecha jedzie na mecz. Jak ktoś ma ochotę to niech w ramach zwiedzania Australii pojeździ w sobotni poranek po przedmieściach i zobaczy jak miasto tętni sportem. Gra się we wszystko, co się da: piłka, footy, hokej (na trawie), netball, koszykówka. I pewnie tysiąc innych.

Ale podwórka nie ma.

Pytanie tylko, czy to podwórko nie istnieje wyłącznie w moich wspomnieniach, a naprawdę to i w Polsce nie zostało wyparte przez Xboxa. Jak to jest u Was?

15 odpowiedzi na “Podwórko”

W Polsce niestety podwórka też powoli zanikają. Pamiętam jak za łebka ganiałam z rodzeństwem i rówieśnikami po całym osiedlu grając w ziemniaka, zbijaka, klasę, podchody i milion innych gier, a mama nie mogła się nas doprosić żebyśmy wrócili do domu. A teraz zawsze jak odwiedzam rodziców podwórko świeci pustkami, młodsza generacja woli siedzieć przed komputerem. Smutne! Australię dopiero poznaje, ale rzeczywiście z moich obserwacji wynika, że tutaj nie znają podwórka. Mój chłopak Australijczyk nie ma żadnych podwórkowych doświadczeń ! Fajny blog o Melbourne, zaczęłam śledzić na bieżąco! 🙂 Miłego weekendu!

Mam na imię inga i mam 13lat. Od kły lat interesuje sie Australia i chciałabym t zamieszkac. Wiem ze szybko mi sie to nie znudzi. Bardzo lubow Wasz blo i chciałabym sie zapytać jak już w tym wieku zacząć „przygotowywać” sie do życia e tym cudown kraju/kontynemncie.

Hej Inga! Dzięki za ten komentarz. Na Twoim etapie ważne jest żebyś uczyła się pilnie angielskiego i miała dobre wyniki w szkole, szczególnie z matmy. Jeśli przypadkiem nie lubisz matmy to szczerze radzę przemyśleć to i zacząć lubić. Potem zdobyć dobry zawód i świat będzie stał otworem. Pozdrawiam, Przemek.

Mnie w Victorii denerwuje, że wszystko jest ogrodzone a jak nie ogrodzone to z tabliczką, że jest to teren taki a taki i że można to i to od tej do tej godziny…Nawet jak wyjedziesz z miasta 50km to każde pole , dostęp do rzeki czy fajnego pagórka krzyczy JESTEM REZERWATEM albo własnością prywatną. Wiem, że chodzi tu głównie o ochronę przed pożarami i niszczeniem środowiska ale to chyba nie jest dobry pomysł. W samym Melbourne ma to ogromna zaletę ponieważ nie gromadzi się okoliczna lumperia pijąca i rozrabiająca w zagajnikach, parkach czy na plaży. Tu nie ma czegoś takiego jak nic robienie (siedzenie na osiedlu). Jak się jest na powietrzu to zawsze się coś robi. Nic robienie odbywa się w domach. Nie spotkałem w Mieście nawet metra niezagospodarowanego terenu (dzika trawa, dzikie krzaki, zarośla) Jak terenu jest za dużo to się robi parki a wszelkie chabazie osypuje się trocinami. Wygląda ładnie i nie ma miejsca na zakapiorskie biesiady.

Nie bardzo rozumiem. Przeszkadza Ci to, że nie ma w mieście ziemi niczyjej? Jest całe mnóstwo nieogrodzonych rezerwatów, a już daleko od miasta to jest wręcz cały nieogrodzony kraj, gdzie łatwo możesz się nawet zagubić.

Jak napisałem, w mieście tak zagospodarowany teren jest tylko zaletą, ale żeby wyskoczyć w plener bez widoku siatek i drutów, weekend może nie wystarczyć, Trzeba zrobić właśnie te z 200km. Chodzi o to, że np w Polsce gęsto zaludnionej wystarczy wyjechać kilkanaście kilometrów za metropolię żeby łazić po łąkach, lasach i przespać się w namiocie. Nie udało mi się wyjechać z Melbourne na rowerze we względną dzicz w ciągu jednego dnia.W Polsce było to o wiele łatwiejsze.

Rzeczywiście, trudno wyjechać rowerem poza miasto gdzie z centrum do najdalszych dzielnic jest ponad 60 km. Jednak nie zgodzę się, że trzeba na to 200 km i weekend nie starcza. Opisywalem tutaj na blogu wiele miejsc bardzo „dzikich”, niektóre całkiem blisko od miasta. Przyklady: Lerderderg Gorge, Werribee Gorge, Kinglake NP. Podwórko do gry w piłkę to nie jest, ale byłoby gdzie namiot postawić.

U nas wygląda to podobnie – nie ma życia podwórkowego takiego jak kiedyś. Mieszkamy na 'nowym’ osiedlu, dowozimy dzieci na zajęcia. Ale na starych osiedlach, np. takich na którym ja się wychowywałem, jest podobnie. Jedna z przyczyn to większość emerytów w takich miejscach, a inna to chyba własnie przeniesienie na tablety / komputery. Nawet kiedyś rozmawialiśmy z rówieśnikami z osiedla, że teraz strach byłoby wypuścić małe dziecko samo 'na dwór’, bo kiedyś osiedla były pełne bawiących się dzieciaków, wzajemnie się znających, a teraz jest prawie pusto.

W polskiej rzeczywistosci, na tyle mam duzy ogrod, ze miescilo sie boisko do siatkowki (ok, wymiarami zblizone, ktore mozna bylo przemienic w kazde inne.
Syn z kolegami gral, glownie latem, skrzykiwali sie w szkole lub na telefon.
Niestety, choc podworka przylegaly do siebie, to wiekowo nie bylo ekipy.

Nigdy tez nie bylo w domy Xboxa, choc inne gry typu Fifa, Thibia (czy jak jej tam i owszem)

W warunkach amerykanskich – inna grypa wiekowa tez co prawda, syn gral w klubie siatkarskim, ale z kolegami +latynosami umawial sie na „noge” w parku lub z inna ekipa na siatkowke plazowa.
Zreszta tak jest do dzis – w kazdym wiekszym parku sa boiska, ktore mozna wykorzystac.
Umowic sie na gry lub do niej przylaczyc.

Czasem w sobotnie popoludnia leci koszykowa liga albo siatkowa.
Z a boku rodzinny piknik. Ale mowi o dwudziestolatkach.
A maluchy…hmmm, musze poobserwowac.

A u mnie w małej miejscowości jest dokładnie tak jak w Twoim opisie. Telefony służą do umówienia się na mecz, ale istnieje również Xbox. Pojawia się on jednak gdy nie ma tej pogody.

na podwórkach wiszą tabliczki zakazujące gry w piłkę, zresztą i tak grać się nie da bo wszędzie stoją samochody. Na szczęście sporo jest boisk orlikowych i szkolnych i jordankowych na które wstęp jest bezpłatny o ile nie odbywają się tam akurat zajęcia. Dzieciaków z własnej woli przychodzących na te boiska nie jest mnóstwo jak jeszcze 4 lata temu i wcześniej, ale nie jest najgorzej, teraz im robi się cieplej tym więcej ich przyjdzie.

Chyba niestety zostało wyparte przez Xbox. Kiedyś pracowałam w szkole podstawowej i zaproponowała po lekcjach wyjście na boisko i padło pytanie: dlaczego? Na komputery nie można? Jak pytała o sposoby na spędzanie wolnego czasu to wyjście na dwór bylo wymieniane jako kara. Może gdzie indziej w Polsce jest inaczej. Warszawska rzeczywistość wygląda tak.

Dodaj komentarz: