Obudziłem się nagle. Wokół nie panowały już zupełne ciemności, zbliżał się widocznie brzask poranka. Nie poruszyłem się jednak, gdyż wiedziałem, że takie nagłe pobudki oznaczają zwykle, iż coś się dzieje, coś mnie obudziło. I tym razem instynkt, który tyle razy pozwolił mi w tym dzikim kraju przetrwać nie zawiódł. Spod uchylonych lekko powiek ujrzałem cień przesuwający się po namiocie. Nie miałem już wątpliwości: to był ON.
„Muszę się wydostać jak najszybciej z namiotu, aby odwrócić uwagę potwora od śpiących w namiocie dzieci” – przemknęło mi przez głowę. Wolno wysunąłem się ze śpiwora tak, aby nie poruszyć żadnym skrawkiem materiału. Potwór nie może wiedzieć, że ktoś go dostrzegł… Powoli prześliznąłem się przez milimetrową szparę zostawioną w zapięciu namiotu, odwróciłem głowę i wtedy go zobaczyłem.
Z budowy podobny do pająka, lecz większy. W jego bezlitosnych oczach czaił się złowrogi, świadomy zamysł. Biegł po tropiku namiotu z wysuniętą naprzód głową, z której sterczały wielkie rogi; za krótką sztywną szyją ciągnął się ogromny, spęczniały kadłub z wypiętym, wydętym brzuchem, obwisłym i kołyszącym się między nogami. Cielsko całe było czarne, upstrzone sinymi plamami, na grzbiecie wielka czerwona niczym krew plama lecz brzuch, białawy i świecący, ział okropnym smrodem. Nogi miał przygięte, z wielkimi supłami stawów sterczącymi aż ponad grzbiet, owłosione szczeciną twardą jak stalowe kolce, a na każdej ostry pazur.
W pierwszej chwili pomyślałem, że to huntsman, ale to było coś znacznie gorszego: red back.
Jednym susem wypadłem na polanę za namiotem, w biegu wyszarpując maczetę z pochwy na plecach. Red back zaszeleścił, zamachał odnóżami i rzucił się na mnie, unosząc przednie kolce i szczękając ociekającymi jadem zębami…
„Żmijowe Opowieści z Nigdy-Nigdy”
Proszę mi wybaczyć ten wstęp, ale był on konieczny aby wprowadzić jakąś dramaturgię do najnudniejszego posta na blogu. Ma być bowiem o tym, czy należy się bać węży i pająków podczas noclegów pod namiotem w Australii. Otóż przez te ponad 9 lat nocowaliśmy na niezliczonej liczbie pól namiotowych w Wiktorii, w Nowej Południowej Walii, w Queensland oraz w Australii Południowej. Nocowaliśmy słysząc czasami szum oceanu, czasami gdzieś w górach czy nawet na outbacku. Nocowaliśmy na krótko strzyżonych trawnikach „caravan parków” oraz na dzikich polach namiotowych w parkach narodowych odległych o godziny marszu od najbliższych siedzib ludzkich. Uwielbiamy kempingi, wakacje pod namiotem to nasz żywioł.
Nigdzie, ani razu nie spotkaliśmy węża ani jadowitego (czy nawet tylko włochatego i strasznego) pająka ani w namiocie, ani w jego sąsiedztwie.
Ja nie mówię, że na pewno ich tam nie ma. Pewności nie mam, będę szukał dalej. Po prostu my ich nie spotkaliśmy. Częściej widujemy pająki w domu niż na kempingu.
Być może też pomógł fakt stosowania mojej złotej zasady namiotowicza: „Zero jedzenia w namiocie”. Jedzenie trzymamy w samochodzie albo w altance, najczęściej zamknięte w przenośnej lodówce nazywanej tutaj „esky”. Nigdy nie jemy posiłków w namiocie. Rozumowanie jest następujące: brak jedzenia -> brak okruszków -> brak mrówek i małych owadów -> brak pająków. W sumie nie wiem czy to nie nadmiar ostrożności, ale jak dotąd działa, więc się tego trzymamy.
Czy w związku z tym należy wysnuć wniosek, że opowieści o groźnych wężach i pająkach w Australii są przesadzone? Bez wątpienia tak.
Patrząc na sprawę z punktu widzenia wielbiciela wędrówek po buszu mogę nawet napisać, że w Australii pod względem naturalnych zagrożeń w Australii jest nawet bezpieczniej niż w Polsce, gdzie można spotkać w górach niedźwiedzia, albo niż w USA, gdzie można spotkać nie tylko niedźwiedzia, ale nawet pumę. Tymczasem w Australii nie ma żadnych dużych zwierząt, które mogłyby na turystę zapolować (wyjątkiem jest tylko krokodyl różańcowy, ale ten występuje tylko na dalekiej północy i tylko w bezpośrednim sąsiedztwie wody, więc też nie wejdzie do namiotu) i można naprawdę wędrować bezpiecznie.
Jadowite węże owszem żyją w Australii. Spotkać je jednak nie jest łatwo. Większa jest szansa na porażenie piorunem niż na ugryzienie przez węża.
Węże nie polują na człowieka, boją się nas. Wyczuwają drganie ziemi wywołane krokami człowieka znacznie wcześniej niż my zdążamy zauważyć ich obecność. Spacer ubitą ścieżką przez las można uznać za względnie bezpieczny.
Jak dotychczas na leśnym szlaku widziałem węża trzy razy. Dwukrotnie z dość bezpiecznej odległości kilku metrów, a raz… blisko, o krok.
Jeśli ktoś czuje potrzebę marszu po mniej uczęszczanych szlakach to zabezpiecza się dodatkowo nosząc wysokie buty oraz czasami specjalne wysokie getry (ang. gaiters) chroniące nogę od buta do kolana.
Gdy mnie ktoś pyta na co trzeba uważać w Australii to odpowiadam, że najbardziej to trzeba uważać na ulicy, żeby nie dać się rozjechać samochodom. Serio: ruch jest lewostronny i zagrożenie nadjeżdża z innej strony niż się przybysz z Polski spodziewa. Do tego kierowcy np. w Sydney naprawdę zdają się polować wręcz na przechodniów.
Bardziej niż węży, czy pająków można się bać np.:
– pożarów buszu – to jest całkiem serio zagrożenie; ja np. nigdy nie czuję się pewnie w lesie w środku lata i na takich wędrówek staram się unikać między grudniem a lutym, gdy zagrożenie jest największe;
– zagubienia w lesie – problem często niedoceniany, a można by książkę napisać o historiach zagubień z powodu trywialnego pomylenia ścieżek w lesie. Sporo było osób, które na australijskich bezdrożach zaginęły tak skutecznie, że ich, ani ich szczątków, nigdy nie odnaleziono.
* Za cytat ze „Żmijowych opowieści” podziękowania należą się panom Tolkienowi i Sapkowskiemu za plastyczne opisy oraz pani Marii Skibniewskiej za przekład.
7 odpowiedzi na “Węże i pająki w namiocie”
Moja kumpelka niedawno raz o mało nie nadepnęła na pytona, który przechodził przez ścieżkę, nie zwracając na nas specjalnej uwagi, a raz wystraszyła jakiegoś bardziej jadowitego. Ja to jakoś węży nie widzę za często.
Zagubienie w lesie też się może zdarzyć na północy Szwecji, czy myślę, gdziekolwiek, gdzie nie ma w dodatku zasięgu.
Kumpel Australijczyk mówił, że nie każdy wąż ma ochotę uciekać, niektóre są dosyć terytorialne i agresywne, ale wiadomo, jak człowiek się nie zbliży, nie wejdzie na ich terytorium, to same raczej nie wpadną na pomysł, żeby go gonić 😉
To zatem taki stereotyp wytworzony przez filmy i różnego rodzaju programy o Australii: zanim po obudzeniu założysz buty, sprawdź czy nie siedzi w nich jakiś pająk…
W dużej mierze tak. Możesz oczywiście sprawdzać buty co dzień, ale jak tysiąc razy z rzędu nic w nich nie znajdziesz to i tak czujność spada…
Ale Monika w skarpecie kiedyś jakiegoś znalazła, jeśli pamięć mnie nie myli…
Ale on się tam zaplątał podczas suszenia prania na ogrodzie. Poza tym był całkiem niegroźny.
Pająk ociekający jadem i szczękający zębami bardzo mi zaimponował. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo w namiocie to całkowicie się zgadzam. Jeśłi chodzi natomiast o jadowite węże, to polecam ostrozność, Podczas pieszych wędrówek po lasach stanu Wiktoria napotkałem ich setki. Oczywiście nie poluja one na turystów, ale gdy im nadepnąć na odcisk mogą być niebezpieczne.
Istotnie, wężom w Australii należy się respekt.