Pierwsi górnicy mieli ciężką pracę. Drążyli tunel w litej skale pracując parami. Jeden uderzał z całych sił młotem w przecinak trzymany oburącz przed drugiego z górników. Pierwszy się męczył, a drugi modlił, aby ręką pierwszemu nie zadrżała i nie pozbawiła go rąk i zarazem źródeł utrzymania.
Bum!
Tak raz za razem, aż wydrążyli dziurkę, do której mogli napchać prochu strzelniczego (dynamitu jeszcze nie wynaleziono). Podpalali lont i uciekali.
Nie biegli, bo korytarz zalany był po kolana wodą. Mimo wszystko szli szybko, bo ten który nie zdążył wyjść z tunelu przed wybuchem tracił bębenki w uszach.
Bum!
Kawałek skały odłupany, teraz trzeba to wynieść na zewnątrz i można brać się za kłucie kolejnej dziury.
Praca tymi metodami nie była specjalnie efektywna. Drążono około metra tunelu na tydzień. Po dwóch latach tunel miał 100 metrów długości i wciąż nie dokopano się do rudy złota.
Widow makers
Znaczną zmianę przyniósł wynalazek młota pneumatycznego napędzanego silnikiem parowym (ok. 1880 r.). Wydajność młota była 6-krotnie wyższa niż pracy ręcznej i kopanie tunelu nabrało tempa, tym bardziej, że zaczęto już używać dynamitu. Młot miał tez niestety wady.
Najpierw hałas. Wiecie jak hałasuje współczesny młot pneumatyczny używany np. przy robotach drogowych. Pierwsze młoty XIX-wieczne były bardzo głośne, a w wąskim tunelu ich hałas był trudny do zniesienia. Górnicy tracili więc słuch. Ale nie to było najgorsze.
Pierwsze konstrukcje młotów miały wady i czasami zwyczajnie wybuchały, zabijając obsługującego je górnika na miejscu. Ale również nie to było najgorsze.

Najgorszy był pył. Maleńkie drobiny kwarcu wypełniały powietrze, którym oddychał górnik i robiły sito w płucach. Górnik zaczynał pracę w kopalni w wieku 15 lat, a krótko po dwudziestce był już na pobliskim cmentarzu. Przez długi czas nikt nie wiedział jaka jest przyczyna wczesnej śmierci górników, ale to właśnie temu młot pneumatyczny zawdzięcza swój angielski przydomek (widow maker, czyli „twórca wdów”).
Rozwiązanie znaleziono przypadkiem. Nikt się wtedy nie przejmował losem górników, jednak kłopotem były szybko zużywające się wiertła. Ktoś wpadł więc na pomysł aby wiercić na mokro i chłodzić wiertła wodą. Za jednym zamachem zniknął przy okazji pył, górnicy odetchnęli w korytarzach pełną piersią i przestali umierać.

Zaczęło się od płukania
Był rok 1862, więc gorączka w zachodniej Wiktorii trwała już od ponad 10 lat. W Walhalii szło wolniej, teren był trudniej dostępny, położony w górskiej dolinie na zboczach Alp Australijskich.

Najpierw złoto znaleziono w strumieniu Stringers Creek, co natychmiast ściągnęło tłum płukaczy. Skąd jednak złoto bierze się w strumieniu? Otóż woda spływająca z gór wypłukuje je ze skały. Idąc tym tropem niejaki John Hinchcliffe przemierzał okoliczne wzgórza, aby znaleźć już w lutym 1863 roku żyłę kwarcu, którą nazwał Cohen’s Reef. Z tej żyły w kolejnych latach wydobyto 55 ton złota, które w przeliczeniu na dzisiejsze ceny warte było ponad 1 miliard dolarów.
Kopalnia, którą zwiedzać można dzisiaj ma tunele głębokie na prawie 1 kilometr. Górników na dół zabierały windy, na które trzeba było czekać w kolejce nawet do dwóch godzin. Dopiero na dole rozpoczynał się słynny 8-godzinny dzień pracy, wywalczony w kolonii Wiktoria. Po dniu pracy oczywiście kolejne dwie godziny w kolejce na górę.
Lata 1880-1900 to szczyt powodzenia miasta Walhalla. W mieście działało kilkanaście pubów, kościół anglikański i katolicki, wydawano gazetę, działała publiczna szkoła podstawowa. Pod koniec XIX wieku w Walhalli mieszkało około 2 tys. ludzi.
Było to jedno z pierwszych miejsc na świecie gdzie zamontowano elektryczne oświetlenie ulic.

Upadek
Kres powodzenia kopalń złota związany był z kosztami dostarczenia paliwa. Piece napędzane były drewnem, którego sama kopalnia Long Tunnel Extended Gold Mine zużywała ok. 20 tys. ton rocznie. Wkrótce wszystkie okoliczne lasy ogołocono z drzew i koszt dostarczenia opału zaczął stopniowo rosnąć.
Gdy w 1910 roku dotarła do Walhallii długo oczekiwana kolej było już za późno. W następnych latach kopalnie po kolei zamykano, a w 1914 roku zamknięto również pierwszą i największą z nich: Long Tunnel Extended Gold Mine i wyłączono prąd.
Brakło miejsc pracy i mieszkańcy zaczęli stopniowo wynosić się z miasta.
Posterunek policji zamknięto w 1931 roku, a ostatni pociąg z Moe do Walhalii pojechał w roku 1944. Po tym czasie możemy już mówić o Walhalii jako mieście widmie.
Renesans
Odrodzenie przynieśli turyści. Od lat 60-tych XX wieku szereg budynków został odbudowany, doprowadzono asfaltową drogę, a miasteczko stało się popularnym celem krótkich wizyt weekendowych mieszkańców oddalonego tylko o 2,5 godziny jazdy Melbourne. Odrestaurowano część trasy kolejowej (zabytkowa kolejka kursuje teraz regularnie od stacji Walhalla do stacji Thomson), a kopalnię można zwiedzać z przewodnikiem.
Jako jedno z ostatnich miejsc w Wiktorii miasto otrzymało w końcu elektryczność.
Co za paradoks: Walhalla była jednocześnie pierwsza i ostatnia pod tym względem w Wiktorii.
Do okolicznych atrakcji można również dodać przepiękne górskie trasy piesze w Masywie Baw Baw oraz jedne z najładniejszych w Wiktorii tras dla samochodów terenowych 4WD. Walhallę, mimo, że jest zamieszkana tylko przez 20 osób, trudno doprawdy nazwać miastem wymarłym. Położona w przepięknej górskiej dolinie jest, jak dla mnie, jednym z wartych odwiedzenia miejsc w stanie Wiktoria.
Dojazd
Tylko samochodem. Od Melbourne na wschód autostradą Monash Freeway (M1). W Moe skręcamy w lewo na drogę C466 aż do Rawson, potem według drogowskazów do Walhalli. Nie warto zbytnio ufać wskazówkom nawigacji GPS, bo lubi prowadzić bocznymi drogami gruntowymi, a do Walhalii jest poprowadzony asfalt. Od Melbourne 180 km co zajmuje ok. 2,5 godziny.
Dodatkowe informacje:





W odpowiedzi na “Walhalla – w poszukiwaniu złota”
no właśnie krajoznawcze posty lubię.