Nie wiem, czy o tym wiecie, ale w Melbourne straszy. W sumie to żadna rewelacja, każde miasto ma jakiegoś stracha. Tyle, że normalnie te strachy są jakieś malutkie i dają się nawet obłaskawiać (np. smok wawelski). Tymczasem strach w Melbourne jest ogromny, ma 120 metrów wysokości, więc w konkurencji strachów ląduje w tej samej lidze co warszawski Pałac im. Stalina.
Poznajcie Gwiazdę Południa Gwiazdę Melbourne.
Nie takie były z pewnością zamiary twórców tej konstrukcji. Diabelski młyn zaczęto budować w Melbourne w 2006 roku, ale udało się do oddać do użytku dopiero w grudniu 2008 r. Karuzela tylko odrobinę niższa od tej z Londynu miała być wielką atrakcją turystyczną, która przyciągnie tłumy turystów do zapomnianej trochę dzielnicy Docklands.
Wszystko miało być pięknie, wywiady miały być… Tymczasem jeden z pracowników instalujących na kole światełka zauważył długie na 3 metry pęknięcie w konstrukcji Gwiazdy i karuzelę zamknięto w styczniu 2009 r. po ledwie 40 dniach funkcjonowania.
Nie wiem, czy ktoś wtedy przypuszczał, że minie prawie 5 lat zanim karuzela znów zacznie się kręcić.
Przez te 5 lat zepsuta Gwiazda Południa stała się swojego rodzaju ikoną miasta. Przez swoje rozmiary nie dawała o sobie zapomnieć, zapisała się trwale w panoramę miasta jako niestety największe jego pośmiewisko.
W grudniu 2013 roku koło ruszyło ponownie, tym razem pod zmienioną nazwą: Melbourne Star.
Jednak strachy pozostały.
My postanowiliśmy, że będziemy oswajać tego stracha. Nie w pełnym jednak składzie, bo Monika stwierdziła, że karuzeli nie ufa i odmówiła wejścia na pokład jednego z 21 wagoników. Pozwoliła jednak żebym ja pojechał z dziećmi (hmm)…
Na miejscu przekonaliśmy się, że strachy są jak najbardziej prawdziwe:
Siedmioramienna gwiazda (jak na fladze Australii) prezentuje się okazale
Stacja wysiadkowa. Jak widać na razie Gwiazda Melbourne cieszy się umiarkowanym dość powodzeniem. Dodajmy, że dzieje się to latem, w szczycie sezonu wakacyjnego, podczas trwającego niedaleko turnieju tenisowego Australian Open.
Po chwili jednak pojawili się jacyś turyści. Przypuszczam, że podobnie jak my czekali na zachód słońca, aby obejrzeć miasto po zmroku. Każdy z wagoników zabiera po 20 pasażerów (to maksymalnie, bo np. u nas w wagoniku było raptem 6 osób). Wagoniki poruszają się ze stałą prędkością ok. 1 km/h, a wsiada i wysiada się „w biegu”. Ta prędkość jest tak niewielka, że w pierwszej chwili patrząc na gwiazdę ma się wrażenie, że nie porusza się wcale.
Zdjęcie ze szczytu „gwiazdy”, zrobione „z ręki” i niestety z refleksami od szyby. Jednak i tak widać, że w sumie widoki są niezłe i Gwiazda Melbourne nie zasługuje chyba na aż tak kiepską reputację.
Spojrzenie z góry na zachodnią część aglomeracji Melbourne. Głównie tereny przemysłowe i port.
City of Melbourne widziane z góry.
Cały obrót koła trwa 30 minut. Koło jednak czasami się zatrzymuje na kilka sekund, np. dla ułatwienia wjazdu/wyjazdu wózka, jak na powyższym zdjęciu.
Cena biletu to $32 za dorosłego, a $56 za rodzinę 1+2 (szczegóły na stronie). Drogo, jak wszystko w Australii.
W sumie uważam, że warto.
6 odpowiedzi na “Twinkle Twinkle Melbourne Star”
Patrzę,,oczyma”/niech będzie poprawnie,to napiszę/Okiem aparatu i widzę ten inny klimat Melbourne.Inny niż Sydney.Namawiam Przemka ,by kiedyś
szerzej o tym napisał.I nie myślę tu o pogodzie,choć to porównanie też może być ciekawe..Pozdrawiam z Polski,gdzie wiosna w lutym przyszla:-)
Hej Baszka, temat arcyciekawy i rozmyślam od dawna jak go ugryźć na blogu. Może w końcu wymyślę.
Piękne zdjęcia, przepiękny i ciepły kraj, a budują podobnie jak….u nas:)
Co ciekawe: to budowali… Japończycy.
No zaraz zapomniales powiedziec ze jechaliscie trefnym wagonikiem numer 8, ktory dzien przed waszym wejsciem. A dzien po kolo zamknieto na jeden dzien z przyczyn technicznych jezeli dobrze pamietam. Ewa cosik wspominala o piskach 😉
Oj tam, jedyne piski, które ja słyszałem to te Ewy ;).