Jeśli śledzicie wnikliwie doniesienia prasowe ze świata to wiecie już zapewne, że od dzisiaj Australia ma nowego-starego premiera. Gremium parlamentarzystów Partii Pracy odwołało wczoraj Julię Gillard. Ja wyczytałem na jednym z polskich portali, że Kevin Rudd był już premierem i zrezygnował (sic!) ze stanowiska w 2010 roku. To jest dowód na to, że szanse na uzyskanie sensownej wiedzy o Australii z polskich mediów są znikome.
Jak było naprawdę? Kevin Rudd błysnął pierwszy raz w 2007 roku gdy Partia Pracy pod jego wodzą pokonała bardzo wyraźnie rządzącą Partię Liberalną i wysłała na emeryturę Johna Howarda. Rudd rządził sobie potem niby spokojnie aż to pewnego dnia ni stąd ni zowąd został przez kolegów odwołany i zastąpiony przez pannę Gillard. Słowo „zrezygnował” jest tutaj bardzo nie na miejscu, bo p. Rudd dostał zwyczajny cios nożem w plecy. Całe szczęście nie dosłownie, bo to w końcu Australia, a nie Ukraina. Rudd się z tym faktem nie pogodził nigdy i widać było, że czeka tylko na sposobność aby się odegrać.
Dlaczego go wtedy odwołano? Pewności mieć nie można, bo kto wie co tam się działo za kulisami władzy, ale mówi się, że zwyczajnie okazał się chamem i żyć się z nim nie dało. Koledzy postanowili go więc wyrzucić, zapewne z myślą, że pozbywają się go na dobre.
Tak by się pewnie stało, gdyby nie to, że Julia Gillard zupełnie sobie na stanowisku nie radziła. Najpierw nie udało jej się wygrać wyborów w 2010 roku (przegrać też nie przegrała, do dzisiaj jest pat) i utworzyła rząd mniejszościowy z poparciem politycznego planktonu. Od tego czasu jej popularność stacza się po równi pochyłej, ścigana przez fiaska kolejnych pomysłów serwowanych przez jej rząd i kolejne informacje o grupowych zwolnieniach (ostatnio Ford i Target) stojące w jawnej sprzeczności z głoszonym przez rząd świetnym stanem australijskiej gospodarki. To wszystko kwitowane było przez pannę premier stwierdzeniem, że jest prześladowana, bo jest kobietą.
Wybory, ogłoszone pierwotnie na 14 września 2013 r., zapowiadały się więc na całkowitą katastrofę Partii Pracy i posłowie zaczęli się bać o bezpieczne nawet dotychczas stołki. Według ostatnich sondaży Partia Pracy w najbliższych wyborach miała uzyskać najgorszy wynik w historii.
W takiej sytuacji sympatie polityczne idą na bok i trzeba coś zrobić żeby własny stołek ratować. Oczy zwróciły się znów w kierunku Kevina Rudda, który wprawdzie po fiasku zeszłorocznej próby przejęcia władzy był ostrożny, ale jak widać wciąż dołki pod Julią kopał. Jednak sondaże dają właśnie jemu największe szanse na odzyskanie dystansu do Partii Liberalnej.
W środę wieczorem nastąpiło przesilenie. Zwołano zebranie, na którym miano przegłosować fotel lidera partii (więc tym samym premiera Australii). Julia Gillard chyba była pewna, że Kevin znów spęka, albo nie dostanie poparcia, bo ogłosiła, że poddaje się pod głosowanie pod warunkiem, że przegrany odchodzi z polityki na zawsze.
Kevin się zgodził. Potem wygrał, a dzisiaj założył złośliwie niebieski krawat (premier Gillard niedawno kazała się wystrzegać facetów w niebieskich krawatach – na myśli miała Tony’ego Abbotta – lidera Liberałów) i wystąpił przed Parlamentem znów jako premier.
Jest jedynym oprócz legendarnego Roberta Menziesa premierem, któremu udało się utracony stołek odzyskać.
Wczoraj przypuszczano, że Kevin Rudd ogłosi przyspieszone wybory na sierpień. Tymczasem Kevin ochłonął po sukcesie szybko, bo dzisiaj mówi już, że nie wie kiedy dokładnie wybory będą. Może nawet później niż zapowiadany wcześniej 14 września.
Tymczasem w rządzie nastąpiła prawdziwa rzeź „niewiniątek”. Razem z premier Julią odeszło szereg ministrów, w tym znany z Midnight Oil rockman Peter Garrett.
Australijczyków cała ta sytuacja oczywiście wkurzyła, bo całą imprezę zwołano akurat w czasie gdy odbywał się kolejny mecz rugby z cyklu State of Origin, a relację z meczu przerywano relacjami z wydarzeń w Canberze.
Jak tu żyć?
Załączone zdjęcie nie jest moje i pochodzi ze strony dziennika The Age.
10 odpowiedzi na “Kevin znów na stołku, czyli w Australii coś się jednak dzieje”
Ruuda mozna porownac do Howarda ktory po porazce wyborczej z Hawkiem zostal wyrzucony z przywodctwa liberalow a potem pokonal Peacoka i zostsl jednym z najlebszym po Menzisie premierem Austrlii.
„szanse na uzyskanie sensownej wiedzy o Australii z polskich mediów są znikome”. To prawda, o A. piszą tylko jak samolot spadnie :/
Kasia, kiedy pisali o tym samolocie?
No całkiem fajnie tam macie ;).
Midnight Oil do opozycji ;).
A w Polsce także ciekawe politycznie czasy się dzieją. Będzie walka ostra zdaje się…
Midnight Oil może do śpiewania wróci. Porównując jednak z Polską to w Australii nie dzieje się dużo, od mojego poprzedniego wpisu politycznego minęły ponad 2 lata…
Dzięki za notkę, bo w Polsze dochodzą sporadyczne informacje z antypodów. Jak poczytać pewne serwisy informacyjne to gospodarka jest uzależniona od surowców exportowanych do Chin. No i docierają mnie słuchy, że podobnie jak w Polsze strasznie siecze się misie(małe i średnie firmy) nowymi regulacjami i obciążeniami fiskalnymi… Jak jest w rzeczywistości?
Pozdrawiam
Paweł
PS. Gratuluje i dziękuje za bloga. Jak w Polsze plucha lub zima to hop słoneczne galerie z antypodów oglądam:)
@Paweł: Może pokuszę się o jeszcze jedną notkę na tematy przez Ciebie wspomniane. Co do słonecznych galerii to teraz Wy macie lato, a my zimę – to tak celem przypomnienia ;).
hej to o krawacie arurat nie wiedziakam. caly esej o tym mozna by bylo pisac , ale czy warto ??
Esej o krawacie?
esej o sytuacji w samej ALP , oraz o relacjach Julia – Kevin …itd, krotko mowiac polityka .