Początek był bardzo udany. Najpierw znaleźliśmy położony w lesie kawałek parkingu, stoły piknikowe, elektryczne BBQ i… ani żywej duszy wokół.
„Pięknie”, myślę, „Odludne miejsce na piknik niemal u progu raju”. To odludne miejsce nazywa się Fingal Picnic Area i jedzie się tam tak jak do Cape Schanck, tylko zatrzymuje się 2 km wcześniej w lesie.
Ponieważ jednak znaleźliśmy się w tym pięknym zakątku świata o godz. 11 to stwierdziliśmy, że za wcześnie jeszcze na lunch i idziemy na plażę (która nazywa się oczywiście… Fingal Beach). Spacerek na plażę jest przepiękny, jakieś 30 minut drogi,. Początkowo idzie się przez gęsty busz, ale dobrze udeptaną, szeroką i oznaczoną ścieżką…
…potem nagle szlak wychodzi na skraj klifu i schodzi stromymi schodami na plażę.
Jest to jedna z tych oceanicznych plaż Półwyspu Mornington, które warto odwiedzać w czasie odpływu, gdy woda odsłania liczne skalne baseny i tworzy miniwodospady na wystających z morza platformach skalnych. Można po tych odsłoniętych skałach przejść nawet gołą stopą dobre kilkadziesiąt metrów od brzegu. W gruncie rzeczy nie ma co opowiadać, trzeba popatrzeć:
W basenikach spotkać można żywe morskie stwory, takie jak ten na zdjęciu. Zawsze też trzeba mieć nadzieję, że spotka się taką rybkę, a nie na przykład ośmiorniczkę.
Zabawiliśmy na tej plaży dobre 2 godziny, po czym zgłodnieliśmy i przypomnieliśmy sobie o czekającym pikniku.
Jednak między nami a piknikiem było jeszcze… 500 schodów. Nie liczyliśmy tych schodów idąc na plażę, bo kogo interesują schody gdy idzie się w dół? Co innego gdy trzeba wrócić.
Schody policzyła Ewa, było podobno 500 sztuk.
Gdy wróciliśmy na miejsce pikniku okazało się, że po odludziu nie ma już śladu, a do BBQ musieliśmy ustawić się w krótkiej co prawda, ale jednak kolejce.
5 odpowiedzi na “500 schodów do Fingal Beach”
[…] wśród absolutnie zjawiskowych miejsc. Dobrze jest wybrać czas marszu tak, aby przypadał na odpływ oceanu. Można wtedy spacerować wśród skalnych baseników, obserwować tętniące w nich morskie […]
Hej,
Odpowiedzi trzeba szukać m.in. tutaj: http://antypody.info/blog/2008/12/melbourne-top-20-czesc-1-dla-piechurow/
Szczegółowo odpisałem na priv.
Przemku-witam serdecznie.
Przygotowujemy się z żoną do podróży do krewniaczki w Melbourne.Wylatujemy 16.XII. z Frankfurtu przez Hong Kong.MIeszkamy w Żukowie k/Gdanska.
Jakbyś znalazł czas i nam dał parę wskazówek co w okresie od 17.XII. 2012 do 13.I.2013 można zwiedzić i przeżyć,bo krewna jest już w sędziwym wieku i nie wiem, czy da odpowiednie rady:)))
Zapraszam na Pomorze na obiad-jak będziecie w Polsce.Lub na obiad i piwo w Melbourne.
Pozdrawiam
zapraszam do małej wizyty na
http://www.gs-zukowo.pl
współzarządzam tą firmą
Przejście gołą stopą po tych skałkach to nie lada wyzwanie, przynajmniej dla mnie, bo obuwie zdejmuję tylko okazjonalnie i podeszwę na stopach mam nie aż taką grubą.
I znowuż musze napisać, że i nas z Cezary tam nie raz zanosiło. Równie dzielnie wspinalismy się po schodach na Fingal Beach oraz piknikowalismy potem w tym samym miejscu, co Wy.Najbardziej jednak pamiętamy te wyprawy, gdy z Fingal Beach szliśmy piechotą aż do Gunnamata Beach. Wokół nie było żywego ducha, tylko te fascynujace skały, małe groty, gorący, czysty jak białę złoto piasek i my…Potem górą wracaliśmy na parking przy BBQ. Naprawdę, czuliśmy to w nogach!Ale swoją drogą – jakie piekne ma się stopy, po tak długiej wędrówce po plaży…Wyczyszczone i wypielęgnowane, jak po wizycie u najlepszej pedikurzystki!:-)