Kategorie
Imigracja Inne Polska Życie w Australii

Rodzinna historia ….

Pamiętam, że kiedyś, w czasie jednego z kazań ksiądz mówił, że każda rodzina powinna mieć własną historię. Taką legendę, którą można opowiadać zawsze wieczorami i słucha się z przejęciem, niedowierzaniem i wiarą w dobro. W moim życiu było już kilka takich rozdziałów , takiej opowieści. A dzisiaj, także jeden z nich stał się udziałem mojego syna.

Otóż mój syn, jak był mały był bardzo ruchliwy, żywy. Także wyjście do kościoła w niedzielę wiązało się  niejednokrotnie z wyjściem z Mszy, gdyż mały nie wytrzymywał. Z tego powodu też nie lubiłam nigdy chodzić do mszy do polskiego kościoła, bo tam wszystkie starsze panie patrzyły obrażone na moje gadatliwe, wiercące się dzieci.  W australijskim kościele nigdy nie stanowiło to problemu, a nawet czasami w niektórych były specjalne sale dla maluchów (gdzie sala z szybami  była wyciszona, z głośnikami z kościoła dla rodziców i zabawkami dla dzieci) . Jednak pomimo to od czasu do czasu wybieraliśmy się do polskiego kościoła w Richmond. I w czasie jednej mszy pamiętam, że musiałam około 1,5 rocznego syna ściągać z 3 stopnia przy ołtarzu, gdy niespodziewanie zapuścił się w te okolice. Po mszy ksiądz Słowik, powiedział bym się tym nie przejmowała, bo on na pewno będzie ministrantem….

No i stało się w tą niedzielę, zesłania Ducha Świętego, zadebiutował jako ministrant…. Trochę się bałam, że nadal będzie się kręcił, ale tak naprawdę wiercił się tyle samo co reszta starszych ministrantów. Jego gotowość ksiądz Ryba ocenił następująco : „Jest już po pierwszej Komunii Świętej, to może służyć do mszy, a że jest ruchliwy- nie szkodzi pan Jezus też taki był jak był chłopcem !” ….. Chciałabym w to wierzyć ….., no ale cóż chyba nic więcej mi nie pozostaje.

Ps. Tomek, do komunii świętej przystąpił razem z siostrą w tym roku w czasie naszego pobytu w Polsce.

Poniższe  zdjęcia mówią same siebie o Tomku- Licheń maj 2011

6 odpowiedzi na “Rodzinna historia ….”

Usmiechnelam sie czytajac te historie. Dobrze pamietam swoja Patke, ktorej wszedzie bylo pelno, a enrgia z niej kipiala.
Ach te opowiesci! Jest ich masa. Niektore z nich opisalam w swojej ksiazce „Czy bylo warto…?” Wierze ze masa ludzi sie z nia utozsami. Czekam z niecierpliwoscia na jej wydanie, a w miedzyczasie zalozylam blog owocdecyzji.com by o niej powiadomic rodakow z calego swiata.
Na blogu umiescialam kilka fragmentow ksiazki.
Serdecznie zapraszam
http://owocdecyzji.com/
i namawiam na podzielenie sie wrazeniami z Australii. Na pewno sa niesamowite, a ja ich ciekawa.
Australia to obecne marzenie mojej szalonej Patki.
Tak wiec do zobaczenia na naszych blogach. Bede tu zagladala.
Liliana

gani —- tak tak czas szybko leci, to pewno musialo byc okolo czasu gdy wasza corka sie urodzila 🙂

kukulka- dzieki, czasami mysle ze takie historie trzeba zapisywac bo one szybko ulatuja

Hmm, moja córa też jest ruchliwa. Ma 1,5 roku. Nie chodzimy razem do kościoła od czasu gdy przedrzeźniała księdza podczas święcenia pokarmów na Wielkanoc. Obawiam się, że wspólna msza to dopiero za kilka lat. Marzy mi się taka msza dla dzieci jak jest u braci zakonnych (można swobodnie chodzić), ale to nie jest opcja w takiej małej mieścinie.
A swoją drogą jak ten czas szybko leci. Jeszcze niedawno czytałam jak Wasz synek pierwszy raz szedł do szkoły.

wiara góry przenosi- zwłaszcza jak rodzice uwierzą. Na mnie czeka gdzies za jakiś czas szczeniak do kupienia 🙂

Fajne podejscie do dzieci ma wasz ksiadz.I jeden i drugi.
Moja corka 4 letnia po wyjsciu z kosciola zapytala „mamo a czy jak ja bede sie bardzo modlila to Pan Bog mi da kotka ?”. :)) Co bys Monia odpowiedziala ? 🙂

Dodaj komentarz: