Kategorie
Kuchnia

Dzieci, banany a ewolucja

W  „Tomku na czarnym lądzie” jest scena, gdy wędrowcy przedzierają się przez dżunglę i małpy rzucają na wyprawę gałęzie. Pada tam stwierdzenie, że lepiej nie mieć takich kuzynów. Przy okazji tej wieczornego czytania miałam z Tomkiem rozmowę na temat ewolucji. Mój syn stwierdził, że wie co to jest ewolucja: że najpierw były małpy, potem pół małpy, potem pół ludzie i potem ludzie. Ja potwierdziłam, że to prawda i dobrze, że nie żyjemy w tych czasach, bo byśmy byli małpami i musieli jeść banany. Na to Tomek roztropnie odpowiada:

– Mamo byśmy się przynajmniej zdrowo odżywiali.

A tak swoją drogą, banany to najprostszy deser z grilla, jaki często Australijczycy pieką na bbq. Wystarczy banana owinąć w folię aluminiową i go porządnie podgrzać. Zdjąć z grilla i odwinąć z folii i zajadać łyżeczką.

7 odpowiedzi na “Dzieci, banany a ewolucja”

Szalenie lubię takie normalne i niezobowiązujące tematy. Nie jest to nawet w 1% ironia. Uwielbiam chyba prozę codzienności.
zazdroszczę każdemu kto ze spokojem opisuje poczynania swoich dzieci. To oczywiste, ze borykacie sie z tysiacem problemów kazdego dnia, ale jest wspaniałym uznanie tego za część życia. Lubię gdy piszecie o kanapkach dla dzieci, komunikacji, mentalności,
„hałaja” czy aktualnościach. Bardzo to sobie cenię bo jest to informacja od kogoś kto żył w naszych realiach.

Mimo tego w rankingu bohaterow mojego dziecinstwa Tomek przegrywa sromotnie ze Stasiem Tarkowskim. Zauwaz Przemo, ze Wilmowski wszedzie jezdzil z tatusiem, a dzielny Stas przemaszerowal Afryke majac na glowie chorowita smarkule, dwoje tepych Murzynow i jakiegos kundla 🙂

Ja tez lubie wracac do lektur dziecinstwa. Mam wszystkie „Tomki” na kompie w pracy i czesto sobie ukradkiem podczytuje (w razie czego moge sie latwo wylgac, ze to CV jakiegos inzyniera :-)). Teraz, po latach niektore fragmenty (szczegolnie dialogi) wydaja sie infantylne, ale nadal przyjemnie sie to czyta 🙂

Swoją drogą ta książka Szklarskiego („Tomek na czarnym lądzie”) jest całkiem przyjemnie reakcyjna. Poprzednia o kangurach była „delikatna”, a tutaj bohaterowie biją się na pięści i noże (w obronie własnej), polują na hipopotamy (muszą coś jeść przecież). Raz Tomek strzelił do krokodyla (bo to wstrętne bydlę przecież), a bosman Nowicki bez ceregieli strzelił (też w obronie własnej) do człowieka.
Samo życie, można powiedzieć. Przez współczesne sito poprawności politycznej ta książka raczej by nie przeszła.
Dobra odtrutka na zielone dyrdymały, którymi dzieciaki karmione są w szkole ;).

hahaha, dobre 🙂 lubie czytac o komentarzach Waszych dzieci 🙂 Moja „mala”juz wyrosla z prostej, dzieciecej niewinnej logiki.
ps poprosze o wiecej przepisow!

Dodaj komentarz: