Dzisiejsza notka wcale nie powinna powstać.
Po pierwsze te jednodniowe wypady na śnieg opisywaliśmy już wielokrotnie, chyba jakaś rutyna i nuda zaczyna się wkradać na bloga.
Po drugie czytam od pewnego czasu pewne szacowne forum fotograficzne, na którym fotoamatorzy wymieniają się opiniami na temat zdjęć. Czytam, czytam, analizuję i potem spoglądam na swoje zdjęcia z niedzieli i co widzę? Niebo przepalone i zmarnowane, podłoga do kitu, kolory do bani… Uczciwie mówiąc nie powinienem tych zdjęć tutaj zamieszczać. Ale innych nie mam, a notkę jakoś sklecić trzeba.
Na jednodniowy wypad „na śnieg” można w Melbourne wybrać jedną z 3 opcji:
- 2h jazdy do Lake Mountain w Yarra Ranges (1482 m n.p.m) – tylko saneczki lub narty terenowe
- 2,5h jazdy do Mount Baw Baw w Masywie Baw Baw (1567 m n.p.m.) – najbliższy resort ze stokami alpejskimi
- 3,5h jazdy do Mount Buller w Alpach Australijskich (1805 m n.p.m.) – największy resort narciarski w Australii i dużo pewniejsze warunki śniegowe (ze względu na wysokość).
Ośrodków narciarskich w Australii jest oczywiście więcej, ale pozostałe wymagają zrobienia trochę dłuższej trasy, więc wybierane są przez tych, którzy zamierzają spędzić w górach więcej niż kilka godzin.
Więcej informacji nt. ośrodków narciarstwa w Australii na stronie www.ski.com.au.
Niezła pokrywa śnieżna spowodowała iż nasz wybór w tym roku padł na górę Baw Baw, położoną w zachodnim Gippsland. Bardzo lubię Baw Baw, szczególnie z powodu kapitalnych widoków jakie rozpościerają się z trasy. Nie inaczej było tym razem. Gdy wjechaliśmy pod górkę to myślałem początkowo, że to białe na dole to jest śnieg.
Dopiero przyjrzenie się bliżej wyprowadziło nas z błędu. Zwyczajnie wyjechaliśmy ponad chmury.
Droga na szczyt Baw Baw jest długa i kręta. Większość trasy pokonuje się krętymi górskimi serpentynami. Jednak na końcu można zobaczyć, że warto było, bo jest prawdziwy śnieg, którego w Melbourne nie uświadczysz:
Były i bałwany. Poniższa wersja hard-core, wrażliwych proszę o NIE oglądanie:
Dla usprawiedliwienia napiszę, że nie my go budowaliśmy.
Ten drugi bałwanek już całkiem ładny i grzeczniutki:
Poniżej początek trasy do narciarstwa terenowego:
Przypadkowo trafiliśmy akurat na obchody „Christmas in July” (25 lipca). To taki jajcarski zwyczaj robienia sobie drugich Świąt Bożego Narodzenia właśnie w lipcu, kiedy pogoda bardziej przypomina europejski grudzień. Po Baw Baw jeździł na skuterze św. Mikołaj, a pseudoświątecznych dekoracji nie brakowało.
Wypad był bardzo udany, dzieci pojeździły na nartach i sankach, porzucaliśmy się śnieżnymi kulkami. Zresztą: jeden dzień zimy na rok w zupełności wystarcza. No, może, ale to maksymalnie, dwa dni.
8 odpowiedzi na “Niedziela na Baw Baw”
[…] Baw Baw, Mount St Phillack, osiąga wysokość 1567 m n.p.m. Na zboczach góry położona jest wioska narciarska, tętniąca życiem od czerwca do sierpnia, kiedy to stoki pokryte są […]
Mieszkam, ale Ciebie juz tu zdaje sie nie ma.Nie bylo okazji sie spotkac, szkoda.
Troche Prywaty
IzaW, czy Ty mieszkasz w Cairns ?
pozdrawiam
Wszedzie sie obchodzi, na dalekiej polnocy tez.W tamtym roku to nawet pierogi kazali robic i makowce piec, zeby bylo bardziej tradycyjnie
Kukułka, rozbawił mnie Twój komentarz. W Górach Błękitnych to jest tyle śniegu co u nas w Dandenongach, czyli prawie nic. Zresztą słyszałem, że w subtropikalnej dżungli w górach koło Brisbane też obchodzi się „Xmas in July”. Nostalgia robi swoje.
Ooo a ja to myslalam, ze 'Christmas in July’ to tylko sie w Gorach Blekitnych obchodzi a t masz, Victoria tez 'swieta’ swieci.
Snieg… Pomarzyc..
Zdjecia cudne 🙂 bardzo mi sie podobaja. Wszystkiego dobrego zycze.