– Wiesz tato, ja to Polski wcale nie pamiętam :(.
Na takie wyznanie zebrało się Tomkowi w samolocie lecącym z Londynu do Poznania. Smaczku dodaje fakt, że zdanie to zostało wypowiedziane całkiem ładną polszczyzną.
Tomek miał prawo Polski nie pamiętać, gdy ostatnio ją widział to miał 3 lata. Dla niego Australia to jedyny dom.
Po przyjeździe do Konina:
– Dlaczego babcia mieszka w hotelu?
Czasami trudno nam samym wyobrazić sobie jaką egzotyką dla małego chłopca może być wizyta w kraju urodzenia. Rzeczywiście, prawie wszyscy nasi znajomi w Australii mieszkają w niskich domach, Tomek wysokie wielopiętrowe bloki kojarzy wyłącznie z wakacyjnymi hotelami.
Z Ewą było inaczej, w Polsce od razu szukała znajomych miejsc: tu jest plac zabaw, tutaj się chodzi na lody. Ewa ma świetną pamięć do miejsc.
Zafundowaliśmy córce dodatkową (mało wakacyjną) atrakcję: przez 2 tygodnie chodziła do polskiej szkoły, klasy zerowej. Przyjęta była dobrze, chodziła na zajęcia chętnie, ale edukacyjna wartość tego doświadczenia nie jest chyba wielka, bo jak sama Ewa mówiła, w szkole nie uczyła się za wiele. Być może dlatego, że to dopiero zerówka, a może szkole udzielał się już nastrój nadchodzących wakacji. W każdym razie dla nas dobrą obserwacją był fakt, że Ewa językowo nie odstawała od polskich rówieśników, a dostała szansę przebywania przez pewien czas w otoczeniu polskich dzieci co może mieć tylko dobry wpływ na jej znajomość języka polskiego (bo jak nam powiedziano w Polsce: słychać już w jej polskiej mowie angielską linię melodyczną).
W Polsce spędziliśmy w sumie 3 i pół tygodnia i potraktowaliśmy cały pobyt jako szansą spotkania z rodziną i nadrobienia zaległości towarzyskich. Tego nam w Australii brakuje chyba najbardziej.
Obiecałem sobie jednak solennie, że kolejna wizyta w Ojczyźnie zostanie spożytkowana również na zwiedzenie najciekawszych miejsc, do których sami zawsze z przyjemnością wracamy: Wieliczka, Kraków, Tatry…
Było o dzieciach, ale jak my sami odbieramy Polskę?
Dla mnie jest to dzisiaj trudne pytanie. Zaczynam się powoli obawiać, że nie mam już swojego miejsca na Ziemi, bo przecież Australijczykiem w żadnym razie nie jestem.
W Polsce czułem się „dziwnie”, nie wiem czy długo bym wytrzymał bez Australii. Krótko mówiąc istnieje rzeczywiście coś takiego jak „odwrotny szok kulturowy”. Jakiś czas temu zarzucono mi tutaj, że „wciąż nie rozpakowałem walizek”. Cóż, po tej wizycie w Polsce wydaje mi się, że jeszcze nigdy nie byłem tak blisko całkowitego rozpakowania się.
Myślę nawet, że tej polskości dostępnej w Australii wcale nie jest aż tak mało. Dla przykładu w ostatnią niedzielę w Melbourne spotykam dawno nie widzianego znajomego:
– Cześć co dobrego u Ciebie?
– Nic dobrego u mnie, Przemo, zupełnie nic.
Ta dawka „polskości” starczy do końca dnia z nawiązką :).
Jaką więc postawić mi diagnozę: obywatel świata czy bezpański pies?
Tablica z listą przystanków wewnątrz autobusu w Poznaniu. Rzecz niby trywialna, a jak trudna do zrobienia w Australii. W Melbourne, gdy się wsiądzie do tramwaju to już nie wiadomo ani w jakim się siedzi, ani dokąd on dalej pojedzie.
Poznań, św. Marcin
konni rycerze piętnują śmiałka, który przeszedł na czerwonym
Tu ciekawe zjawisko. W Australii takich wózków pełno, ale jeżdżą po chodnikach
poznańskie Zoo
czy to jest ten słynny homoś Lutek?
15 odpowiedzi na “Zamieszkać w hotelu, czyli kangurki odwiedzają Ojczyznę”
Witajcie.
Przypadkowo wpadlam na te stronke i z ciekawoscia przeczytalam calosc, no i komentrze….Z tym bezpanskim psem to troche racji jest ale tak juz musi byc czasami. Ja mam duzo roznych dylematow. Polske zostawilam 5 lat temu i jestem moznaby powiedziec niedaleko bo w Irlandii. Od zeszlego roku zastanawiam sie wracac na stare smieci czy nie..?Pytanie to zadaje sobie codziennie. Nie lubie Irlandzkiej pogody, meczy mnie i wpedza w depresje dlatego tez wlasnie szykuje sie do calej papierkowej roboty aby przeniesc sie wlasnie do Australii. Czytam duzo- ile sie da. Troche daleko ale poze tym bardziej mi pasuje jak ludzi ena pytanie How are you odpowiadaja fine nizeli w Polsce na pytanie co slychac dostajesz dawke narzekan i uzalania sie nad wlasnym zyciem.
pozdrawiam
Pytanie „How are you?” w Australii jest pytaniem retorycznym i znaczy mniej więcej tyle co „dzień dobry”. Gdy na takie pytanie zaczynasz opowiadać o swoich problemach życiowych to mają cię za wariata i nie wiedzą o co ci chodzi.
Widzisz stoiczku, w momencie kiedy Przemo zadal mi te pytanie, mialem tak sytuacje ze pare miesiecy bylem bez pracy, uzeralem sie z australisjka biurokracja o licencje zeby te prace moc legalnie wykonywac, a do tego dzien wczesniej dowiedzialem sie o smierci bardzo bliskiej mi osoby, jedej z najwazniejszych w moim zyciu, miala dopiero 19 lat, a dzien przed jej smiercia rozmawialismy przez telefon i lekarze obiecali, ze wszystko bedzie w porzadku i zaraz wyjdzie ze szpitala… no i nie dalo sie odpowiedziec wtedy ze wszystko w porzadku, jestem realista i nie dalo sie powiedziec ze wszystko ok. Nie wymagam za duzo i sa momenty kiedy powiem ze jest ok.
NIe przejmuj sie w stanach jak wchodzisz do sklepu, na graniy – pytanie jest „how are you doing” az zawsze mi sie cisnelo na usta a ” who cares?”.
No jobs, no wife , alimony , no home , – so where is the promised land in States lol.
Fakt ze jest to dziwne ze pomimo biedy jakiej nie widzialem w Polsce mowia ze wszystko jest w pozadaku – ja tez jestem realista i jak cos jest do d… to mowie a jak jestem szczesliwy to tez jest to widoczne .
„Jakbym tak wygral z milion $, i do pracy nie musial chodzic ani o nia sie starac, nikt mi bliski nie umarl, zero innych problemow to bym odpwiedzial ze jest super, jest z czego sie cieszyc, czemu nie.” – ciężko Cię zadowolić….
Pozdrawiam – szczęśliwy użytkownik nie swojego domku, pracownik tymczasowy – z POLSKI!!!
..bezpański pies…
I to sie własnie nazywa podejscie do zycia 🙂
To nie jest tak, ze ja zawsze chodze przygnebiony wieczny pesymista, jak jest dobrze to ja mowie ze ok, a jak zle to zle. Kidys jednego Hiszpana co mu przed chwila okradli pub, jego zrodlo dochodu zapytelem jak mu jest, odpwiedzial „todo bien” „wszystko dobrze”, a straty jakie poniosl to zalatwily go na wiele tygodni, jakos tak jest ze ludzie z zachodniej Europy cokolwiek by ich zlego spotkalo to i tak bedzie „fine”. Troche mnie to dziwi jaki jest sens tego pytania jak sie i tak oczekuje z gory odpowiedzi ze wszystko dobrze.
Jakbym tak wygral z milion $, i do pracy nie musial chodzic ani o nia sie starac, nikt mi bliski nie umarl, zero innych problemow to bym odpwiedzial ze jest super, jest z czego sie cieszyc, czemu nie.
Konrad,
To nie było złośliwie, tylko takie sympatycznie polskie. Moja znajoma Amerykanka w pracy raz zapytana jak się miewa odpowiedziała, że „fine”, chociaż gołym okiem było widać, że nie jest w porządku, bo dopadła ją jakaś pokrzywka na twarzy i wyglądała jak pół-zombie. Po chwili jednak dodała: „nie jest całkiem w porządku, ale tak mówię, bo tak wypada”.
Przemo, a tym znajomym co uraczyl dawka polskosci w niedziele to moze bylem ja? Jezeli tak, to akurat w tamtej chwili, naprawde nie mialem z czego sie cieszyc :((((((((, i tak powiedzialem
Witaj wojo, dawno Cię tu nie było. Myślałem, że już dawno wróciłeś do szczęśliwej ojczyzny, a Ty wciąż się tu męczysz? Australia to nie jest kraj dla nieszczęśliwych ludzi.
Aj swoją wizytę w au lacznie juz ponad 2 lata traktuje jak emigrację zarobkowo – turystyczną wiem na pewno że niechcę tu mieszkać i cały czas zyję powortem do Polski ! mówią mi „pobędziesz trochę dłużej to Ci przejdzie cała polska” albo ” pojedziesz to szybko tu wrócisz tylko zmarnujesz czas” hmm optymiści ? Przyjechałem zobaczyłem i spadam 🙂 I życzę Ci żebyś i Ty odnalazł swoje miejsce na ziemi moim zdecydowanie jest Polska ! Syf bo syf ale mój własny 🙂
@Filip
Byliśmy w czasie wakacji w Barcelonie. Wierz mi, że Warszawa sporo odstaje, do tyłu niestety.
@harom
Bo ja się wciąż miotam. Jak już się uspokoję to będzie mi równie dobrze w obu miejscach :).
Czesc Przemku,
Zauwazylem, ze z argumentem „nierozpakowania walizek” bardzo czesto wyskakuja osoby, ktore uwzaja, ze „spalone mosty to najlepszy w zyciu start”. Bardzo subiektywnie nie widze nic zlego w nierozpakowanych walizkach. To rzecz tak osobista, iz rzeklbym nawet intymna.
Obywatel Swiata, brzmi bardzo nobilitujaco. Wczoraj spotkalem w radio Chinczyka, ktorego dziadkowie przybyli do FNQ 1886r a on sam urodzil sie w Cooktown w 1938. Obecnie mieszka na Rhode Island w USA i Sydney. Do Cairns przyjezdza z sentymentu i dopilnowac kilku interesow, ktore tu ma. I tak sobie pomyslalem, ze ta nasza emigracja z Polski i nasze siedzenie „okrakiem na plocie” jedna noga tu a druga tam wyglada bardzo blado w zderzeniu z osobami, ktore aktywnie dziela zycie miedzy kilka miejsc na swiecie.
Czekam na wpis „rozpakowalem walizki i spalilem je na popiol by nie kusilo mnie zapelnic je na powrot” 🙂
pozdrawiam
Jedno za co można pochwalić Polskę: ma bardzo dobrze rozwiniętą siatkę (siatki) transportu komunalnego/miejskiego. Nie spotkałem się jeszcze z miastem na świecie, gdzie autobusem/tramwajem można dojechać praktycznie wszędzie 🙂