Jak łatwo się domyślić z poprzedniego wpisu odwiedziliśmy podczas pobytu w Europie nie tylko Anglię i Polskę, ale również zapragnęliśmy gdzieś wyskoczyć bez dzieci. Skoro już jesteśmy w tej naszej kompaktowej Europie – myśleliśmy – to zróbmy wypad z Polski w jakieś ładne miejsce tanimi liniami, tu wszędzie jest rzut beretem.
W praktyce możliwości są dość ograniczone: albo linie nie są wcale aż tak tanie, albo latają z odległych lotnisk (nam odpowiadał tylko Poznań), a większość lotów obiera za kierunek Wyspy Brytyjskie, z których dopiero co przylecieliśmy. Drogą eliminacji opcji niepraktycznych została nam Barcelona.
Wypad samolotem w kompaktowej Europie z Konina do Barcelony nie jest wcale aż tak szybki: pociąg do Poznania (1.5h), autobus na lotnisko (15min), samolot RyanAir (2h). Lotnisko oczywiście wcale nie jest w Barcelonie, tylko w Gironie tj. ok. 100km na północ od Barcelony. Komunikację zapewniają autobusy (12€ w jedną stronę na osobę), którym dojazd zajmuje 90 minut. Podsumowując: podróż trwała praktycznie cały dzień!
Do hoteliku w samym sercu miasta dotarliśmy ok. godz. 21:00. Początek był bardzo dobry, bo o dziwo okno naszego pokoiku nie wychodziło ani na mur ani na śmietnik, ale na wąską uliczkę barcelońskiego „gotyckiego miasta”. Inna sprawa, że okno zamiast szyby miało drzwi…
Tego dnia nie mieliśmy już jednak siły na nic więcej niż krótki spacer. Na obchód stolicy Katalonii wybraliśmy się z samego rana.
Dosłownie kilka uliczek od naszego hotelu stała barcelońska katedra (nie mylić z kościołem Sagrada Familia, który katedrą nie jest). Patronką katedry jest św. Eulalia, która wg tradycji została w Barcelonie zamordowana przez Rzymian w czasie prześladowań chrześcijan w IV w. Przed katedrą znajduje się mały dziedziniec z kilkoma palmami i gromadką gęsi. Gęsi jest podobno zawsze 13 i symbolizują one ilość lat życia św. Eulalii. Legenda głosi, że obecne dzisiaj na dziedzińcu katedry gęsi pochodzą w prostej linii od starożytnych gęsi rzymskich…
Wąskość uliczek śródziemnomorskich miast jest zatrważająca na pierwszy rzut oka. Ma to jednak jeden plus: daje dużo cienia. Nawet gdy słońce jest prawie w zenicie większość chodników jest zacieniona. Pytanie tylko jak w takiej uliczce sobie poradził Boniek?
Główna ulica miasta: La Rambla.
Dla samochodów przeznaczono dwa dość wąskie pasy po bokach, a środkiem biegnie szeroki deptak. Tylu cudaków co tutaj dawno już nie widzieliśmy.
można kupić ptaka
cały czas jesteśmy na La Rambla, ten pan tylko udaje, że jest ubrany
szybko został zgarnięty przez policję
Targowisko La Boqueria, tuż przy La Rambla
warto zajrzeć
Na końcu ulicy La Rambla stoi na wysokim słupie sam Krzysztof Kolumb. Rękę ma wyciągniętą w kierunku Nowego Świata… Przynajmniej takie było założenie rzeźbiarza, bo pomnik postawiono w końcu odwrotnie i Kolumb wypiął się tyłem do kontynentu nazwanego (jakże niesłusznie!) Ameryką. Teraz teoria mówi, że Kolumb wskazuje swoją rodzinną Genuę. Zawsze można dobrać odpowiednią teorię…
Po długim spacerze czas na odpoczynek na plaży (tutaj: plaża Barceloneta)
Morze Śródziemne cieplutkie, za to śmieci pływa w nim więcej niż ryb, przynajmniej blisko plaży. Za to policjanci okazują się szczęśliwie seksistami i chociaż zgarnęli nudystę na La Rambla to dają spokój plażowiczkom topless.
barcelońska riksza
Barcelońskie publiczne rowery, czyli Bicing
Bardzo ciekawa sprawa, bo jest to oficjalna część komunikacji publicznej. Dostępna tylko dla stałych mieszkańców Barcelony za 30€ rocznie. Przejazd do 30 minut jest za darmo, potem trzeba płacić. Stacje rowerowe umieszczone są w pobliżu stacji metra. Po oddaniu roweru można wziąć kolejny dopiero po 10 minutach.
Podobno regularnie z systemu Bicing korzysta w Barcelonie ok. 30 tys.osób.
barcelońska kamienica
barcelońskie gacie za oknem
kolejka linowa na wzgórze Montjuic
widok na miasto i port jest z góry przepiękny
ostatni punkt dnia, fontanna Font Magica de Montjuic
Fontanna była ostatnim punktem dnia. Dotarliśmy do niej tuż przed północą, a o tej właśnie godzinie przestaje kursować metro. Czekał nas więc 40 minutowy spacer do hotelu. Spacerowanie nocą po Barcelonie to raczej średnia przyjemność: miejsce straganiarzy i staruszków golasów zajmują nagabywacze (kup pan piwo), zawiani imprezowicze, kloszardzi próbujący spać na ulicy oraz prostytutki. W każdym razie miasto nigdy nie śpi.
Gdy dotarliśmy do swojego pokoiku to mój pedometr wskazywał 26029 kroków. To do dzisiaj mój najlepszy wynik.
Na szczęście rano nam się nigdzie nie spieszyło.
CDN
3 odpowiedzi na “Barcelona (2) – spacerem przez miasto”
Byłam w tym roku , wrażenia niesamowite , moje zdjęcia jednak robione były w pośpiechu i nie oddają prawdziwego klimatu tak , jak te :)) Pozdrawiam z Siedlec :))
Ale fajnie piszecie, nigdy nie byłam w Barcelonie, ale z Waszej relacji to nawet te gacie za oknem wydają się byc fasynujące, pozdrawiam z Warszawy
Ciekawa relacja, czekam na kontynuację … 🙂