Kategorie
Queensland

Wyspa Magnetyczna

Lekki wiatr z wschodnio-południowego-wschodu, z którym kierowaliśmy się na zachodnio-północny zachód, gdzie teraz widać ląd. Głębokość wody: 12-14 sążni. W południe osiągnęliśmy pozycję: szerokość 19 stopni i 1 minuta na południe, długość od Cape Gloucester: 1 stopień i 30 minut na zachód. Od wczorajszego południa zrobiliśmy 28 mil w kierunku północno-zachodnio-północnym. W tej sytuacji znaleźliśmy się u wejścia do zatoki [..], którą nazwałem „Cleveland Bay”. Zatoka rozciąga się na 5-6 mil od południowego-zachodu do południowego wschodu. Wschodni kraniec nazwałem „Cape Cleveland”, a zachodni „Magnetical Head” lub „Magnetical Island„, bo bardziej wygląda na wyspę, a kompas nie zachowywał się poprawnie w jej pobliżu. Góry na lądzie nie są zbyt wysokie, a cała okolica wydała się nam najbardziej dziką, skalistą i jałową z wszystkich, które dotychczas widzieliśmy. Nie jest jednak niezamieszkana: widzieliśmy dym w wielu miejscach wokół zatoki…

Powyższy tekst jest moim luźnym tłumaczeniem fragmentu dziennika kapitana Jamesa Cooka z 6 czerwca 1770 roku (dostępnego w oryginale na Projekcie Gutenberg). Nie brzmi zbyt zachęcająco, przyznacie. Mimo tego wybraliśmy się na weekend we dwoje na Wyspę Magnetyczną. W końcu co słoneczny Queensland to nie pochmurna Wiktoria w środku maja, nieprawdaż? 8 rocznicę ślubu też trzeba jakoś uczcić…

Dzieci zostają w dobrych rękach cioci Gosi więc lecimy… Piątek wieczór. Bilet Jetstar: $99 w jedną stronę. Parking na lotnisku w Melbourne: $49.  Weekend na tropikalnej wyspie w dobrym towarzystwie: bezcenne.

Na początku nie zapowiadało się dobrze. Nasz człowiek na dalekiej północy od paru dni donosił, że w „słonecznym stanie” równiutko leje. Jednak okazało się, że w Townsville nie było wcale najgorzej. Słońca prawie nie widzieliśmy, ale deszczu również nie. Przy temperaturze +28 st. w dzień i +20 w nocy nie jest to najgorsza pogoda (dla wypoczynku, bo zdjęcia pod chmurami wychodzą bardzo przeciętne).

Sobota rano, Horseshoe Bay, okolo godz. 10:00 dzwoni telefon. „Cześć tu Harom, jesteśmy już na przystani. Za chwilę u was będziemy, bo mamy rowery!„.

„Hoho”, mówię do Moniki, „Harom z Ulą rowerkami kondycję budują. Pamiętasz te górki po drodze jak wczoraj jechaliśmy stamtąd autobusem?”.

I rzeczywiście, mija dobrze ponad pół godziny, wcale nie mało jak na 6km z przystani… Pojawiają się na horyzoncie 2 wychudzone postacie, trzymające się ostatkiem sił rowerów.

„Cześć” – mówią Ula z Haromem – „nie wiedzieliśmy, że tu takie górki będą, podjechać się nie da…”.

Balding Bay
Kierunek na plażę nudystów. To oczywiście zmyłka, żadnych golasów nie było. Była za to malutka plaża Balding Bay, ciepła woda i wspaniała kąpiel. Krokodyli i meduz o dziwo nie było.

Rajska plaża. W słoneczny dzień wyszłoby tu zdjęcie-cudo.
Radical Bay. Rajska plaża. W słoneczny dzień wyszłoby tu zdjęcie-cudo.

Palma kokosowa. Miło sobie tak usiąść pod drzewkiem...

Palma kokosowa. Miło sobie tak usiąść pod drzewkiem…
Harom: „Czy wiesz ile osób rocznie ginie od uderzenia kokosem w głowę?”
Nie ma jak trafne ostrzeżenie od tubylca. Zmieniam palmę na mniej groźną.

Końcówka sezonu na jadowite meduzy. Ocet podobno pomaga na oparzenia. Patrząc na stan przyplażowego zbiorniczka to jest już po sezonie. Czyli co? Do wody!

drzewo imponujące
Imponujące drzewo na Picnic Bay
Townsville. Niech ktoś mnie oświeci: czy to jest palma daktylowa czy inne cudo?
Townsville. Niech ktoś mnie oświeci: czy to jest palma daktylowa czy inne cudo?
Townsville. Miasto robi całkiem miłe wrażenie, nawet plażę tu mają.
Townsville. Miasto robi całkiem miłe wrażenie, nawet plażę tu mają w mieście (co w Queensland wcale nie jest takie oczywiste). Odwiedziliśmy lokalne akwarium, chwalące się największym akwarium z rafą koralową w Australii (a kto wie czy nie na półkuli południowej). W sumie ładne, ale efekt popsuty trochę brakiem słońca, bowiem akwarium oświetlane jest naturalnie.

Harom z Ulą pożegnali nas po południu w niedzielę. Mieli do zrobienia 350km do domu. W Australii jak rzut beretem.

My weekend zakończyliśmy tajskim obiadem na wynos skonsumowanym na tropikalnej plaży. Popiliśmy lokalnym piwem ukrywanym skrzętnie w torebkach (nic nie wolno w tej Australii: opalać na golasa nie wolno, pić piwa na plaży  nie wolno…). Na koniec poszliśmy spacerkiem na lotnisko… byliśmy chyba jedynymi osobami w Townsville, które wpadły na tak genialny pomysł jak spacer na lotnisko… W końcu okazało się to dalej niż wyglądało na mapie.

W niedzielę przed północą pilot ogłosił przez głośniki Airbusa A320: „Podchodzimy do lądowania w Melbourne. Temperatura na ziemi: +10 st. C…”. Nie ma jak w domu.

Garść informacji praktycznych o „Magnetic Island”:

  • taxi z lotniska na przystań w Townsville: 20 dolarów i pół godziny czekania w kolejce;
  • prom na wyspę i z powrotem: 29 dolarów na osobę;
  • autobus z przystani na Magnetic Island do Horseshoe Bay: 2,5 dolara;
  • dwuosobowy bungalow na Horseshoe Bay: 60 dolarów za 1 noc;
  • plaże za darmo.
  • jedyny sklep na Horseshoe Bay zamykany jest o godz. 18:00. O godzinie 22:00 nie śpią już tylko pałanki i nietoperze ;).

5 odpowiedzi na “Wyspa Magnetyczna”

Dodaj komentarz: