Nowozelandczycy mają do stolicy podejście podobne jak Australia: po co nam polityka i korki w dużym mieście?
No możliwe, że motywacje były czasami trochę inne, a korki są i tak, ale fakt faktem, że Wellington (stolica Nowej Zelandii) jest mniejsze od Auckland (największe miasto) co najmniej 3-krotnie. Miasto sprawia wrażenie bardzo „kompaktowego”, pewnie dlatego, że nie chciało nam się (albo nie mieliśmy dość czasu) zwiedzać odległych przedmieść. Dość jednak powiedzieć, że centrum Wellington da się z buta przejść we wszystkich kierunkach w dość krótkim czasie, nawet jeśli tym butem są japonki vel thongi (sam bym w to nie uwierzył: polubiłem ten typ „obuwia” – jeden krok do „australizacji” już zrobiony).
Całość miasta sprawia jednak bardzo dobre wrażenie: centrum a la City z biurowcami niewysokimi, ale bardzo czysto utrzymane: „cacane” jak to określiła towarzysząca nam ciocia Gosia (to komplement jest).
Jak większość szanujących się miast z Antypodów Wellington położone jest nad zatoką morską. Na wzgórzach malowniczo wznoszą się domki, drewniane stanowią tak na oko 80-90%:
Nie dajcie się czasem przekonać, że w Nowej Zelandii są jakieś zabytki warte odnotowania. Na poniższym zdjęciu (z lewej) budynek nowozelandzkiego parlamentu w Wellington, w przewodnikach zachwalany jako najciekawszy w mieście. Coś jakby „Okrąglak” poznański:
Z miejsc wartych odnotowania bardzo ciekawe jest muzeum Te Papa z dużą kolekcją dotyczącą życia i historii Maorysów (warto spędzić tam kilka godzin) oraz malowniczo położony ogród botaniczny, do którego dojechać można stromo wspinającą się kolejką linową na szynach.
No i rzeczywiście w Wellington wieje. Przynajmniej wiało gdy przyjechaliśmy. Pani w sklepie zapytana przez Monikę, czy tu zawsze tak wieje, odpowiedziała znudzonym głosem: tak, zawsze. Inna sprawa, że potem w Auckland też wiało…
I to na tyle ze stolicy, jak się ma 10 dni na całą wyspę to nie można w Wellington spędzić więcej niż 1,5 dnia.
Widok z okna w Te Papa
Wellingtoński klasyk, każdy kto pisze stąd bloga zamieszcza to zdjęcie, to ja też.
Widok z gónej stacji kolejki do botanika.
7 odpowiedzi na “Wellington, stolica Nowej Zelandii”
Podobną kolejką miałam okazję wyjeżdżać na Górę Parkową w Krynicy Górskiej, tylko widoki z pewnością nie te 🙂
Podobno jest trochę ludzi mieszkających na „stałe” w caravan parkach, nie wiem dokładnie na jakich zasadach. Poza tym są „osiedla” aborygeńskie, niekoniecznie „mobile houses”, ale jednak przypominające trochę slumsy. Harom pokazywał takie osiedla z okolic Cairns na swoim blogu kiedyś. Te dwie kategorie reprezentują chyba dno społeczne w Australii, chyba że czegoś jeszcze nie widziałem…
Ale to trochę nie na temat, bo notka dotyczyła stolicy Nowej Zelandii.
Zdjecia jak widze sa wspaniale zastanawia mnie czy w oz znajduja sie tzw piekne „domy” – trailery czy mobile houses tak dobrze znane z usa ?
Konrad, cierpliwości, zapraszam w następnych dniach na kolejne odcinki.
Na południową wyspę polecimy… innym razem.
nie bylo co w Nz fotografowac ze wiecej zdjec nie ma?
Z moich wrażeń z Wellington zapamiętałem, że tam wszędzie jest „pod górkę” 🙂 Pozdrawiamy i polecamy Wyspę Południową na następną wyprawę do Kiwilandii.
Bardzo ciekawe notki – już czekam na kolejne 🙂 Plus fotki i aż się chce do Was zaglądać 🙂 Pozdrawiam sedrdecznie ps. Jak nie mozna się gdzieś udać to milo jest chociaż poczytać i popatrzeć…